Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   74  —

mnie, abym nawet przez wzgląd na panią Mendham, miał go wydalić w tej chwili, po tem co zaszło, a co jest tylko następstwem winy z mojej strony, względem niego spełnionej. Bądź co bądź, nie przestałem nigdy być gentlemanem i nikomu nie dałem powodu...
— Wiesz, panie Hilljer...
— Ależ ja przysięgą gotów jestem stwierdzić prawdziwość tego, co utrzymuję.
Było coś histerycznego w głosie wikarego w tej chwili.
— Przecież ja strzeliłem do niego, biorąc go za rodzaj olbrzymiego czerwonaka, i zraniłem go w skrzydło.
— Dotąd przypuszczałem, że sprawa oprze się o biskupa — teraz widzę, że należy ona wyłącznie do lekarza-aljenisty.
— A więc chodź, panie Mendham i zobacz sam.
— Ani na chwilę jedną nie dopuszczę do głowy hipotezy, że mogą istnieć anioły.
— A jednak odmiennie zupełnie nauczamy lud.
— Nie powiadamy nigdy ludowi, aby anioł istniał jako istota ucieleśniona.
— Wreszcie nie o to chodzi. Sprawdź pan sam.