Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   50  —

dzenia istoty z zaświatów w towarzystwo ludzkie — krew na razie zmroziła w żyłach.
Przywdział tedy ten obcokrajowiec najnowszy garnitur wikarego, bieliznę tylko trzeba było rozcinać na plecach, aby dać swobodne pomieszczenie skrzydłom, bo co się tyczy samego surduta, ten z korpulentnego wikarego włożony na smukłą, idealnych kształtów postać młodzieńczą, mieścił jako tako skrzydła, nadając plecom pewną wypukłość, która, przyznać trzeba, dosyć szczególnie odbijała od budowy nie tylko prawidłowej, ale mogącej służyć za wzór dla każdego artysty. Była też to dysharmonja jedna jedyna, bo całość ubioru nie raziła zresztą w niczem.
— A teraz, — odezwał się uspokojony nieco wikary — zadzwonię, aby nam podano herbatę, a zarazem poślę po pana Crump, aby przyszedł do nas. Obiad zadysponuję na godzinę wcześniejszą, niż codziennie.
Podczas, gdy gospodarz domu oddalił się, aby wydać zapowiedziane rozporządzenia, anioł z lubością wpatrywał się w zawieszoną na ścianie Psyche, co znowu naprowadzić mogło na myśl, że chociaż obcem mu było uczucie fizycznego bólu, inne wrażenia ziemskie działały na niego tak dobrze, jak na każdego mieszkańca naszej planety.