Przejdź do zawartości

Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   219  —

— Już wiem o tej tajemnicy; — wspomniała mi o niej lady Hamergallow.
Wikary sponsowiał nagle, bo sir John nie dając mu już teraz przyjść do słowa, zaczął wyzywająco:
— A czy pan wiesz, że to indywiduum biega po wsi i głosi zasady anarchistyczne?
— Jak Bóg na niebie — to jest potwarz, najczystsza potwarz!
— Nie jest to żadna potwarz, skoro ja ją powtarzam! Ja panu powiem więcej: On sobie chodzi po wsi i spotkawszy pierwszego lepszego chłopa, zapytuje go, jakim sposobem on się poczuwa do obowiązku pracy, skoro ani pan, ani ja nie robimy nic. A potem opowiadał temu prostactwu, że każdy z nich ma prawo do wychowania, mogącego człowiekowi zapewnić próżnowanie, a nie zapomniał też dodać tego, co głoszą wszyscy jemu podobni, że my (to jest: ja i pan) z rozmysłem i wyrachowaniem utrzymujemy ich na tym poziomie umysłowym, bo nam to dogadza, że oni w swojej nieświadomości pracują na nas (zawsze mówił o mnie i o panu) a to jest godne uwagi.
— Mój Boże! — szeptał do siebie przerażony wikary — ja o tem nie wiedziałem nic zgoła.