Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   193  —

zupełnie nie może pojąć różnicy między damą a służącą. A jednak, o ile sobie przypominam, ja mu to już tłumaczyłem na przykładzie.
Opuszczając po tej apostrofie niedwuznacznej salon lady Hamergallow, biedny wikary z rozpaczą w sercu, a kokardą krawatu zachodzącą mu aż pod lewe ucho, odezwał się zaraz w przedsionku do swego protegowanego:
— Chodźmy! Nic tu po nas! Jesteś dysgracyonowany bez apelacyi, i ja przy tobie również.
A gość z Zaświatów przypatrywał mu się bacznie, bo jakkolwiek doniosłości rzuconej anatemy w jej skutkach nie był wstanie obliczyć, czuł niemniej, że w tem, co zaszło przed chwilą, musiały być rzeczy pełne grozy i wpływu na losy ich obu.
I oto mamy treść wydarzeń, dzięki którym debiut anioła na arenie naszego padołu ziemskiego stał się jego klęską nieodwołalną i ostateczną. A tam, w salonie, tymczasem rozpoczął się meeting przepełniony indygnacyą, do której każdy z członków dokładał swoje. Zaczęła oczywiście pani domu: