Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   192  —

domu i wymówiwszy wyuczone: Pozwól sobie, pani, usłużyć, wyrwał przemocą prawie tacę z rąk bardzo przystojnej kamerystki i stanął przed lady Hamergallow tryumfujący w przeświadczeniu, że wszystkie dotychczasowe niezręczności swoje jednym zamachem wymazał z pamięci towarzystwa.
Nieszczęśliwy wikary zdrętwiał. Głos odmówił mu posłuszeństwa i pozostał na miejscu zastygły z wyciągniętemi do protestu rękoma.
— Niepodobna, żeby mógł być trzeźwy — zawyrokował sentencyonalnie sir Rathbone Slater.
Pani Jehoram śmiała się nerwowo pełną piersią, a lady Hamergallow podniosła się i majestatycznie, całym bezmiarem swego słusznego oburzenia spiorunowała nieszczęsnego wikarego najpierw wzrokiem, a słowem następnie:
— Doprawdy, panie Hilyer... doprawdy, muszę tym razem powiedzieć, że geniusz, którego nam łaskawie zaprezentowałeś, jest przerażającym, i chyba nie pozostaje panu nic więcej, jak odprowadzić go do siebie. Co do mnie, uznaję się zwyciężoną jego pomysłami.
— To jest najgorsze — monologował, wychodząc wikary — to jest najgorsze, że on