Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   187  —

konać zgromadzonych, że jest w tej chwili nie do przebłagania. Goście odczuli dyspozycyę umysłu osoby wysoko położonej, a że nie tylko nie mogli, ale nawet nie chcieli stawać jej oporem, przeto anioł znalazł się nagle odosobniony, sam jeden i pozostawiony sobie zupełnie. Szybko zrobiwszy przegląd wszystkich twarzy obojętnych, odwróconych całkowicie od jego osoby, lub odwróconych w połowie, złożył swoje skrzypce na uboczu i wbrew woli i wiedzy poszedł za magnetycznym pociągiem oczu pani Jehoram, które go przyzywały w ustronny zakątek salonu.
— Niecierpliwie czekałam tej chwili — mówiła starzejąca się piękność, aby upewnić pana wiele rozkoszy dała mi niebiańska prawdziwie muzyka pana.
— Uszczęśliwia mnie to, że znalazła ona uznanie pani — odpowiedział anioł, który na tak krótką edukacyę salonową, robił, jak widzimy, szybkie bardzo postępy.
— Uznanie... — to nie jest wyraz właściwy. Byłam wzruszona... głęboko wzruszona. Oni, ci wszyscy — dodała, robiąc oczyma ruch obiegający twarze całego zgromadzenia — oni wszyscy nie zrozumieli tej muzyki wcale. Co do mnie, ucieszyłam się szczerze tem, że pan nie chciałeś grać z tym zarozumialcem.