Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że nie mógł to być nikt inny, tylko babka Rozyny.“ —

Zwak umilkł i w tył się przechylił.
„Przeznaczenie w tym domu błądzi do koła i powraca zawsze do tego samego punktu — przyszło mi do głowy — i wstrętny obraz, który niegdyś widziałem — kota z okaleczoną połową mózgu, a który wciąż kręcił się w koło — stanął mi przed oczyma. — — — — — — — — — — — — —
„Teraz będzie Golem“, usłyszałem nagle malarza Vruslanda który mówił dobitnym głosem.
Wyjął okrągły kawałek drzewa i zaczął go wycinać. Ciężkie zmęczenie padło mi na oczy, i odsunąłem swój fotel ze światła w głąb pokoju.
Woda na poncz wrzała w kociołku, a Jozue Prokop napełnił znów szklanki.
Cicho, zupełnie cicho zabrzmiały przez zamknięte okna dźwięki tanecznej muzyki; — niekiedy głuchły zupełnie, potem znów się budziły, jak gdyby wiatr je gubił po drodze lub z ulicy do nas donosił.
Po chwili spytał mnie muzyk, czy nie chcę się trącić szklankami.
Nie odpowiedziałem jednak, — tak zupełnie odeszła mnie wola ruchu, że nawet otworzenie ust leżało poza nią. Zdawało mi się, że śpię, tak opanowała mnie konieczna cisza wewnętrzna. I aby mieć świadomość, że nie śpię, musiałem patrzeć wciąż na błyskający nóż Vrieslandera, który bez przerwy wycinał z drzewa drobne wzorki.
W oddali szemrał głos Zwaka, który znowu opowiadał najróżniejsze cudowne historje o marjonetkach i nadzwyczajne baśnie, które wymyślał dla swoich lalek.
Była również mowa o doktorze Savioli i o znakomitej damie, żonie jakiegoś szlachcica, która skrycie odwiedzała D-ra Savioli w tajemniczej pracowni.
I znowu zobaczyłem w myśli szyderską tryumfującą minę Arona Wassertruma.