Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Ale! Ta ruda Rozyna — to jest także twarz której niepodobna sie pozbyć — a która ci nieustannie wygłąda z każdego rogu i z każdego kąta“ — powiedział nagle Zwak bez żadnego związku z tem, o czem była mowa. Ten stężały, wyszczerzony uśmiech znam już niemal cały wiek ludzki. Naprzód babka, potem matka! I zawsze ta sama twarz, i nigdy innych rysów. I zawsze to samo imię Rozyna; zawsze jedna jest zmartwychwstaniem drugiej,
„Czy Rozyna nie jest córką tandeciarza Arona Wassertruma? zapytałem.
„Tak mówią“ — odparł Zwak — — — — „ale Aron Wassertrum miał synów i córki, o których nic nie wiadomo. Także co do matki Rozyny nic nie wiadomo: nie wiadomo kto był jej ojcem — i również co się z nią stało. W piętnastym roku życia urodziła dziecko i odtąd już się nie pokazała. Jej zniknięcie wiąże się z zabójstwem, które, o ile sobie przypominam, miało miejsce w tym domu. —
„Jak dziś jej córka, zawracała ona wtedy głowy niedorosłym chłopcom. Jeden z nich żyje jeszcze, — widuję go często, — ale imię jego wyszło mi z pamięci. Pozostali wkrótce umarli, i myślę że ona ich wszystkich przedwcześnie powiodła do grobu. Z tego czasu przypominam sobie tylko krótkie epizody, które przesuwają się w mojej pamięci, jak blade obrazy.
Był wtedy nawpół zidyociały człowiek, który nocami chodził od szynku do szynku i wycinał za parę centów gościom sylwetki z czarnego papieru. I gdy go kto upił, człowiek ten wpadał w niewypowiedziany smutek, i wśród łez i łkań, nie słuchając wycinał zawsze ten sam ostry dziewczęcy profil, a zużywał na to cały zapas papieru.
Nakoniec muszę dodać, o czem dawno zapomniałem, że za dziecinnych lat kochał się on w niejakiej Rozynie, zapewne w babce dzisiejszej Rozyny, i że przez to stracił rozum. Policzywszy lata, sądzę,