Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wygraną — i szukałam po miastach i po wsiach — i gdziekolwiek mi serce podyktować mogło — Hillela oraz Mirjam.
Wszelka niecierpliwość, wszelkie wyczekiwanie zwolna we mnie odpadły — równie jak znikła wszelka trwoga, że Mirjam mogła być zamordowana: wiedziałem sercem, że znajdę oboje.
Był we mnie jak by nieustanny uśmiech szczęścia — i gdym rękę na coś położył, zdawało się, że jakaś siła zbawcza z niej wypływa. Zadowolenie człowieka, który po długiej wędrówce do domu powraca i zdala już ogląda promieniejące wieże swego rodzinnego miasta — napełniało mnie całego w szczegójny sposób
Byłem raz jeszcze w małej kawiarni, chcąc sprowadzić Jaromira do siebie na wigilję Więcej się już tam nigdy nie pokazał — jak mi powiedziano — i chciałem już za smutkiem wracać do domu, gdy wszedł stary kramarz wędrowny i ofiarował mi różne drobne bezwartościowe przedmioty do nabycia.
Przeszukałem jego skrzyneczkę gdzie leżały dewizki do zegarka, małe koncyfiksy, grzebienie, śpilki do włosów, broszki; nagle wpadło mi w ręce serce z czerwonego kamienia i pełen podziwu poznałem, że to jest ta sama pamiątka, którą mi kiedyś Angelina, gdy była małą dziewczynką — dała w prezencie koło wodotrysku w swym pałacu.
I nagle przed mojem okiem stanęła moja młodość, jak gdybym w kamerze optycznej oglądał widoczek, malowany ręką dziecka.
Długo, długo stałem wzruszony i spoglądałem na małe czerwone serce —, które trzymałem w ręku.

Siedziałem w swej mansardzie i przysłuchiwałem się jak syczały igiełki jodłowe, gdy tu i owdzie drobna gałązka zaczynała płonąć od woskowych świeczek.