Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeraźliwy Wassertrum oddał mi zegarek, aby podejrzenie morderstwa rzucić na mnie.
W tej chwili radca policyjny zrzucił maskę: wyszczerzył zęby i wykręcał oczy.
„A więc przyznaje się pan do morderstwa, panie Pernat?
„To wszystko jest omyłka, straszliwa omyłka! Na miłość boską wysłuchaj mię pan. Mogę to panu wyjaśnić, panie radco policyjny“ — krzyknąłem.
„Udzieli mi pan teraz wszelkich wiadomości, dotyczących hrabiny?“ — przerwał gwałtownie. Zwracam uwagę pańską, że tym sposobem poprawi pan swoje położenie.
„Nie mogę mówić nic więcej, niż to com powiedział. Hrabina jest niewinna.
Zagryzł wargi i zwrócił się w stronę koźlej twarzy.
„A więc pisz pan: Pernat przyznaje się do zabójstwa Karola Zottmana, urzędnika z Tow. Ubezpieczeń.
Opanowała mnie wściekłość nieprzytomna.
„Ty kanaljo policyjna! ryknąłem, do czegóż to się ośmielasz?
Szukałem jakiegoś ciężkiego przedmiotu.
W mgnieniu oka chwycili mnie dwaj policjanci i nałożyli kajdanki na ręce.
Radca nadął się teraz, jak kogut na gnojowisku.
„A ten zegarek? — raptem pokazał się w jego ręku pogięty zegarek — czy nieszczęśliwy Zottman jeszcze żył, gdy go pan ograbił czy nie?
Znów odzyskałem spokój — i czystym głosem dodałem do protokółu.
„Zegarek ofiarował mi dziś przed południem tandeciarz Aron Wassertrum.
Wybuchły śmiechy, niby rżenie koni, i widziałem, jak bryłowata noga i filcowy trzewik razem zatańczyły radośnie pod stołem.