Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawiał go mój spokój, starał się jednak pokryć to wrażenie, gdyż przyciągnął krzesło i kazał mi na niem usiąść.
„A więc odmawia mi pan wszelkich pożądanych informacji o hrabinie, panie Pernat?
„Nie mogę ich panu udzielić, panie radco policyjny, przynajmniej nie w tym sensie, w jakim pan oczekuje. Po pierwsze nie znam nikogo nazwiskiem Savioli, a następnie jestem mocno przekonany, że to potwarz, gdy mówią, jakoby hrabina zdradzała męża.
„Czy pan gotów jest przysiądz?
Zaparło mi oddech. „Tak, każdej chwili.
„Dobrze. Hm.
Zapanowała dłuższa przerwa, podczas której radca policyjny zdawał się coś z wysiłkiem kombinować.
Gdy znów spojrzał na mnie, komedjanckie rozżalenie ułożyło mu się gębie. Mimowoli przypomniał mi się Charousek, gdy pan radca naraz zaczął od łez wzruszonym głosem:
„Mnie może pan to przecie powiedzieć, Atanazy, — mnie, staremu przyjacielowi twego ojca — mnie, com pana nosił na ręku“ — ledwie mogłem powstrzymać się od śmiechu, był co najwyżej o dziesięć lat starszy odemnie — „nieprawdaż, Atanazy, to była obrona konieczna?“
Koźla twarz ukazała się znowu.
„Co za obrona konieczna? zapytałem, nic nie rozumiejąc.
„No — z tym — tym — — — Zottmanem! krzyknął mi radca policyjny w twarz jakieś nazwisko.
Słowo to uderzyło mnie, jak cios zadany sztyletem: Zottman! Zottman! Zegarek! Nazwisko Zottman jest przecie wyryte w zegarku.
Czułem, jak cała krew spływa mi się w sercu.