Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziło o zachowanie pozorów uczciwego życia familijnego. Ogłoszenia w gazetach: „Wracaj! wszystko przebaczone!“ mnożyły się coraz więcej — okoliczność, której Babiński, lekkomyślny, jak większość zbójów zawodowych, nie brał w rachubę i ostatecznie zbudziło to powszechną uwagę. W miłej wiosce Krez pod Pragą, Babiński, który miał w gruncie charakter iście sielankowy, z czasem dzięki niezmordowanej działalności, założył sobie mały, ale sympatyczny zakątek. Domek jasny, czysty i przy nim ogródek z aleją kwitnących malw i geranjów.
Ponieważ dochody nie pozwalały mu powiększać ogródka, zatem aby zwłoki swych ofiar móc chować niepostrzeżenie, zamiast grzędy kwiatowej, co mu było najmilsze — musiał on przysposobić odpowiednią mogiłę, porosłą trawami i poziomą a która bez wysiłku dała by się poszerzać, o ile tego będzie wymagała potrzeba lub pora roku. Po dniach trudów i pracy miał Babiński zwyczaj siadywać co wieczora w promieniach zachodzącego słońca na tych uświęconych miejscach i wygrywać na swym flecie rozmaite melancholijne melodje. „Stój“ przerwał szorstko Jozue Prokop, wyciągnął klucz z kieszeni, trzymał go, jak klarnet przy ustach i zaczął: „Zimzerlin zambusla deh.“
„Czy pan był przytem, że pan tak dokładnie zna melodję?“ spytał Vriestander zdumiony. Prokop rzucił mu złośliwe spojrzenie: „Nie, jeżeli o to chodzi, to Babiński żył zbyt dawno, ale jako kompozytor muszę wiedzieć najlepiej, co mógł grać. Pan o tem nie może mieć żadnego zdania. Pan nie jest muzykalny — — Zimzerlin — zambusla — busla — deh.“
Zdumiony słuchał Zwak, aż Prokop schował swój klucz od bramy; a stary jasełkarz mówił dalej: „Ciągły rozrost mogiły wzbudził podejrzenie w sąsiadach z za miedzy, strażnikowi zaś z przedmieścia Żiżkow, który wypadkowo z daleka zobaczył jak Ba-