Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wesoły śmiech kobiecy przecisnął się do mnie przez ścianę z sąsiedniej pracowni. Śmiech? W tym domu wesoły śmiech. W całym ghetto nikt nie mieszka, coby mógł się śmiać wesoło. Wtem przypomniałem sobie, że przed paru dniami zwierzał mi się stary jasełkarz Zwak, że pewien młody bogaty pan wynajął od niego drogo pracownię widocznie dlatego, aby módz bez przeszkody spotykać się z wybraną swego serca. Aby w domu nikt tego nie spostrzegł, drogie meble nowego lokatora musiano wstawiać nocami w tajemnicy, po sztuce. Dobroduszny starzec, gdy mi to opowiadał, zacierał aż ręce z zadowolenia i cieszył się jak dziecko ze swojej zręczności, że nikt ze współlokatorów nie przypuszcza nawet istnienia jakiejś romantycznej pary zakochanych.
Z trzech domów można się dostać niepostrzeżenie do pracowni. Nawet można wejść przez drzwi tajemne. Tak, gdy się otworzy żelazne drzwi w podłodze, — co z tamtej strony jest łatwe do wykonania — możnaby, przeszedłszy przez mój pokój dojść do schodów naszego domu i użyć ich za wyjście... Znowu z pracowni zadźwięczał wesoły śmiech i obudził we mnie niewyraźne wspomnienie zbytkownego mieszkania pewnej szlachetnej rodziny, do której byłem często wzywany do odnawiania drogocennych starożytności. Nagle usłyszałem tuż obok przeraźliwy krzyk. Słuchałem wystraszony. Żelazne drzwi w podłodze silnie zaskrzypiały i po chwili do mego pokoju wpadła kobieta. Z rozpuszczonymi włosami, blada jak ściana, z zarzuconym na nagich plecach złotogłowiem.
„Mistrzu Pernat, ukryj mnie pan na miłość Boską. Nie pytaj się pan, ukryj mię tutaj.“ — Zanim mogłem odpowiedzieć, drzwi zostały powtórnie szarpnięte i natychmiast zamknięte. W sekundę później ujrzałem podobną do wstrętnej maski, szyderczą twarz kramarza Arona Wassertruma.