Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i rylce. Lecz nic nie mogłem wykonać, a ręka moja była za mało spokojną, aby poprawiać subtelne ryciny japońskie. Smętne, ponure życie, związane z tym domem, stało na przeszkodzie uspokojeniu mego umysłu i ciągle we mnie nurtowały stare obrazy.
Loiz i jego bliźniak Jaromir byli zaledwie o rok starsi od Rozyny. O ojcu ich, który wyrabiał hostje, nie mogę sobie nic przypomnieć, a teraz zdaje mi się, opiekę ma nad nimi pewna stara kobieta. Tylko nie wiem, która to była z pośród wielu, co w tym domu mieszkają ukryte, jak krety w swych podziemiach.
Opiekowała się obu chłopcami, to znaczy udziea ła im schronienia, oni zaś za to musieli jej dostarczać tego, co przy sposobności ukradli lub wyżebrali. Czy dawała im również co jeść? Nie przypuszam, gdyż stara wraca zwykle do domu późnym wieczorem.
Jest podobno obmywaczką umarłych.
Gdy Loiz, Jaromir i Rozyna byli jeszcze dziećmi, widywałem ich często, jak się we troje niewinnie bawili. Lecz dużo czasu już minęło.
Teraz Loiz cały dzień biega za rudowłosą żydówką. Czasami szuka jej nadaremnie, a gdy nie może nigdzie jej znaleźć, wtedy prześlizguje się przed moimi drzwiami i z wykrzywioną twarzą oczekuje, aż ta pokryjomu tutaj przyjdzie. Potem, siedząc przy pracy, widzę go jak biegnie przez ulicę z głową po szpiegowsku przechyloną na wychudłym karku. Czasem nagle przerywa ciszę dziki wrzask. Jaromir, będąc głuchoniemym i mając wszystką myśl przepełnioną jedynie szalonym pożądaniem Rozyny, błądzi jak dzikie zwierzę po domu, a jego nieokreślone wyjące szczekanie, które wydaje nawpół przytomnie z zazdrości i podejrzliwości, brzmi tak strasznie, że nie jednemu krew by w żyłach skrzepła. Jaromir szuka obojga, gdziekolwiek ich obecność podejrzewa, w jednym z tysiąca brudnych zakątków, ukryty