Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

laznych fajerek, że nikt nie mógł przekroczyć progu sklepu. Ilość tych wszystkich rzeczy nie zmiejszała się nigdy ani nie powiększała i trwała w niezmienności. A gdy pewnego razu jaki przechodzień zatrzymał się i zapytał o cenę tego albo owego przedmiotu, tandeciarz wpadał w gwałtowne rozdrażnienie. W sposób dreszczem przejmujący wyciągał swoją zajęczą wargę ku górze i podniecony wymrukiwał coś niezrozumiałego gardłowym, jąkającym się basem, tak że klijent traci ochotę pytać jeszcze i wystraszony udaje się w dalszą drogę.
Wzrok Arona Wassertruma błyskawicznie prześlizgnął się z przed moich oczu i spoczął z natężoną uwagą na gołych murach przybudówki, która sięgała mego okna. Co on mógł tam zobaczyć? Przecież tylna ściana domu jest zwróconą na ulicę, a okna wychodzą na podwórze! Tylko jedno skierowane jest na ulicę.
Pokoje przylegające do moich na tem samem piętrze — zdaje mi się, że jest to jakaś pokątna pracownia — przypadkowo zdawały się być w tej chwili zajęte, gdyż nagle za ścianą usłyszałem rozmawiające ze sobą głosy, męzki i kobiecy.
Niepodobna, aby tandeciarz na dole głosy te mógł słyszeć. Przed memi drzwiami ktoś się poruszał; domyśliłem się, że to ciągle jeszcze Rozyna w ciemnościach czeka pożądliwie, aż może ją do siebie zechcę zaprosić.
Na dole zaś o pół piętra niżej z zatrzymanym oddechem czatował na schodach dziobaty, napół dorosły Loiz, czy ja drzwi otworzę i czułem formalnie tchnienie nienawiści i spienioną zazdrość sięgającą aż tu poza moje progi.
Chłopiec bał się zbliżyć, aby go Rozyna nie spostrzegła. Czuje się on od niej zależny, jak głodny wilk od swego dozorcy, a chciałby z przyjemnością zerwać się i nieprzytomnie dać upust swojej wściei kłości. Usiadłem przy warsztacie i wyjąłem obcążk-