Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmowach z generałem. Nie opuszczają go i tutaj nawyczki młodociane, przeciwnie, może teraz dowoli im się oddać, sypia więc nawet w zimie, nie czując chłodu, przy otwartych oknach, a często płaty śniegu wirują koło jego głowy. Obok tego ustalają się upodobania co do odżywiania. Obrzydzenie, a równocześnie kurcze żołądka sprawiają mu: wino, kawa, likiery, ciastka, mięso. Nie znosi niczego prócz jarzyn, lubi sałatę bez oliwy, octu, soli i pieprzu, owoce, mleko, a nad wszystko pije wielkie ilości wody. Nie pociąga go widok kuchni, gdzie przy ogniu ogromnych kłodzin drzewa obracają się rożny z drobiem, ani też widok piwnicy pełnej flaszek różnych barw i kształtów. Je prędko i zaraz wychodzi na taras wzniesiony trzydzieści metrów ponad powierzchnię rzeki, albo przechadza się po zamku. Zbudowany w XVII wieku zamek Blagnac był potem własnością rodziny dorobkiewiczów, urzędników, a trawniki ogrodu i klomby, pomysłu słynnego Le Notr’a zmieniono potem na park angielski. Blanqui najczęściej po spacerze zachodzi do generała zażywającego wczasów po bitwach i oblężeniach. Compans opowiada długo i szeroko o swych czynach, otrzymanych ranach i marzy o Neyu, za którego śmiercią oddał swój głos ongiś. Stary żołnierz dożywa swych lat ostatnich w spokoju, dom jego otwarty dla wszystkich. To też nie brak nigdy wesołych gości, często zjawiają się kokotki, a wówczas w parku odbywają się długie uczty, tańce, słychać odgłosy pocałunków i szelesty sukien kobiecych.
Pośród tego wszystkiego młody guwerner, blady, milczący, dwudziestoletni chłopiec, chodzi jak obcy, szeroko otwarte jego oczy zdają się nie widzieć świata zewnętrznego, jakby zapatrzone w głąb duszy, gdzie rodzi się sen dziwny, niewysłowiony. Charakter jego nabiera