Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swym słabym głosem doprosić się, przy wzruszeniu, ja kiego doznawał, by dano spokój tej tryumfalnej awanturze i dopiero po długich perswazyach wymógł, że zaprzęgnięto konie i tłumy zaprowadziły go powoli, wśród wielkiego upału, rzucając ciągle kwiaty do powozu przed gmach klubu niezawisłych posłów. Tam dopiero z balkonu, wśród wielkiej ciszy dziękował. Słowa jego płynęły z ust wśród milczenia mas, biły fontanną pod owo ciemne niebo ojczyste polatywały ponad szafirową toń latyńskiego morza, wnikały w serca słuchaczy, a gdy skończył okrzykiem na cześć republiki nieruchome tłumy ożyły znowu, zahuczały oklaski, a starzec pewnie ze smutkiem patrzył na tę ogromną potęgę, która mu się oddawała zapóźno, a tak była odeń daleką, gdy jej pragnął, by podbić rajską krainę szczęścia. Wargi mu nieco drżały, w oczach łzy się kręciły, ale były to łzy radości, która nagle objęła jego biedne chore serce i spragniony umysł.

CCXLVI.

Wieczorem tegoż dnia Blanqui prezydował na bankiecie a głównemi ozdobami sali biesiadnej był jego portret i wielki biust republiki. Dnia 28 ufetowała go takimże bankietem Nizza, a jeden z mówców wspomniał pierwsze aresztowanie Blanquiego przez wojska sardyńskie. Potem objechał kolejno Manosque, Toulon i Seyne, przewędrował raz jeszcze całą tę cudną ziemię, nadychał się ojczystego powietrza zażył gościnności rodaków, brał udział w niezliczonych bankietach i w pełym słońcu napolitykował się do woli.
W Lyonie stanął w połowie października i teraz tensam człowiek, który jeździł zazwyczaj tylko karet-