Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

by zawiodła do sławy i wolności. Ta kobieta piękna, szczęście, tam fnrya, rospacz. Ale, czy człowiek wybierze po długim namyśle, czy na oślep na jednę z nich wstąpi, nie ujdzie przeznaczeniu, fatalizmowi. Ale na fatalizm niema miejsca w nieskończoności, bo ona nie zna wyboru, konieczności dwu alternatyw, mając dość miejsca na wszystko. Istnieje ziemia, na której człowiek idzie drogą, którą pogardził jego sobowtór na drugiej odbitce. Zrazu życie jego płynie na dwu ziemiach jednako, potem inaczej na każdym globie, potem się dwoi po raz drugi, trzeci, setny, miliardowy raz, człowiek tedy posiada sobowtóry dokładne i ogromne ilości waryantów tychże, które powielają i reprezentują zawsze jego osobę, ale biorą na siebie tylko część jego przeznaczenia, losu. Wszystkiem, czemby człowiek mógł był być tu na ziemi, a nie był z jakichkolwiek powodów, tem jest on gdzieś w przestrzeni. Prócz tego a tego życia całego, jakie jest od urodzin do grobu, czyli tych żyć na mnóstwie ziem, przeżywa się jeszcze wiele odmiennych wydań i waryantów, tychże samych w gruncie rzeczy żyć na miliardach innych odbitek ziem takichsamych, lub odmiennych.
Blanqui czerpie przykłady z historyi, mówi o Anglikach, co przegrywają pod Waterloo, bo generał Grouchy przybywa na czas, o Napoleonie pobitym pod Marengo i tak dalej, a także na zarzut spodziewany, że takie mnóstwo podobnych do siebie ziem muszą tłok czynić w przestrzeni — odpowiada: „Nie! Nie! Niema tam wcale tłoku — ziemie te, jednę od drugiej dzielą ogromne przestrzenie, chociaż liczymy jena miliardy, to znaczy nie możemy już wcale zliczyć“.
W ten sposób, jak widzimy, idąc jaknajdalej w fantazyę, nie zatraca pojęcia nieskończoności. Z upodoba-