Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wności w stolicy. To nie ulega już dziś kwestyi, chcą wziąć Paryż głodem. I teraz Blanqui jest pierwszym, który spostrzegł i ogłosił ten pewny fortel wojenny wroga. Także wyraża obawę, czy Gambetta nie uwiózł ze sobą balonem z Paryża choroby, trapiącej rząd tymczasowy, to jest niepewności, strachu przed ludem i skłonności do reakcyi. W tym wypadku Garibaldi zostanie obsaczony przez kler i będzie już tylko nazwiskiem, pięknie brzmiącem w historyi, a rewolncya wyda się wszystkim rzeczą podejrzaną, wrogą może nawet.
Cisami, którzy aklamują republikę, niecierpią jej, radziby obalić i naprzód już ciągną zyski z tej roboty wsteczniczej, Blanqui też pisze:
„Nie znam większej na świecie męki nad widok tej strasznej obłudy. Zaprawdę zbyt ciężkiem jest dla jednego pokolenia patrzyć na to dwa razy w ciągu niespełna 25 lat. Kaci, nawet w tesame słowa zamykają swój program. O czyż będzie można kiedy zmierzyć przepastne głębie złości i głupoty ludzkiej?!“
I teraz już, gdy pierwsze, najcenniejsze dwa tygodnie minęły na szacherkach, a drugie dwa na wahaniu, Blanqui przestaje wierzyć, by Paryż mógł odnieść zwycięstwo. Jest jak dawniej uosobieniem czynu energii, rzecznikiem oporu, ale nikt go nie słucha, sfery miarodajne nie mają odwagi pójść za głosem owego zagorzałego demokraty i rzucić cały Paryż na wroga. Generał Trochu świadomie i celowo nie chce więcej wojska ponad 40.000 gwardyi narodowej i z tą siłą urządza szereg wycieczek, które, wedle Blanquiego wiodą prosto do ogłodzenia, i kapitulacyi, rozkawałkowania Alzacyi i Lotaryngii i przywrócenia władzy królewskiej.
W tym okresie, jasnowidzący publicysta traci wiarę w powodzenie, i to właśnie skutek tego swego daru