Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CXXVIII.

Chociaż, z jednej strony, w roku 1860 dawał się odczuwać zanik sił, które dawniej ożywiały opozycyonistów i odpływ energii, wobec jasnej świadomości, że z rozbitkami armii roku 1830, oraz 1848, z lutego i czerwca nic się już zrobić nie da, to z drugiej strony w łonie partyj rewolucyjnych rozpoczynał się ruch wnętrzny, odnowa materyi, reintegracyjna praca, która nie uszła bacznego oka Blanquiego. Odmówił nawet dlatego współudziału w pracach Garibaldiego na Sycylii, nie zdecydował się na wyprawę, której cele go nie pociągały, a sprzymierzeńcy i bojownicy nie mogli wzbudzić sympatyk Całą duszę wypełniła mu niedaleka, przeczuwana walka z cesarstwem. W gruncie rzeczy ludzkość nie spoczywa nigdy. Często wydaje się, że znikła wszelka energia, wszystko wymiotła straszliwa kosa represaliów, ziemia wydaje się jałową i na zawsze zabitą. Rośliny żywcem popalone, ogień i krew poniszczyły nawet nasiona. Wszystko jest jeno trupem. Mija chwila i znów na spustoszonych ugorach w stają nowe źdźbła, nowe rozwijają się kwiaty, wbrew wszystkiemu, nowa roślinność rozpościera swe panowanie nad ziemią.
Blanqui czuł, że siły owe podziemne działają. Jeszcze rok, dwa i z wnętrza wyłonią się na słońce nowe kształty, stanie się zadość pragnieniom, wszystkie wysiłki poszczególne zjednoczy w sobie wielki, doniosły czyn. Stanie się zadość tęsknotom, nastąpi wyładowanie energii, zawrze bój. Czy przyniesie nową klęskę? Niewiadomo. Ale pamiętać trzeba, że walczy się o niezmiernie dalekie, niemal nieziszczalne ideały, a w walce takiej, nawet klęska mieści ogromną dozę zwycięstwa.