Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do Napoleona. Pod sam dopiero koniec przemówienia podejmuje Blanqui swoją obronę. Opierając się na prawie i istotnym sensie ustaw, nie boi się sądu nad sobą, choć złość ludzka w akcie oskarżenia zrobiła zeń jakiegoś djabelskiego maniaka konspiracyjnego. Obrona Blanquiego podobna jest raczej do śledztw a prowadzonego przez prokuratora rewolucyi. Oto wyjątek:
„Stałem zawsze w pierwszym szeregu, a jednak ciosy padające nie trafiały we mnie. Stałem z twarzą obróconą ku wrogom sprawy ludu nie odpowiadając na pociski, a pociski te dla mnie przeznaczone, poprzez moją osobę padały w samo serce rewolucyi. Oto moja obrona, w tem leży mój honor, i to uczucie które mi dziś duszę napełnia, poczucie obowiązku spełnionego wśród najstraszniejszych warunków i doświadczeń życiowych, ze spokojem i wytrwałością. Niedługo nadejdzie dzień spełnienia owych, dziś zamglonych i dalekich ideałów, dzień wielkiego rozczarowania dla was panowie, a chociaż słońce wschodząc dnia onego oświeci jeno kazamatę, w której głębi konał będę może... cóż to znaczy? Wszak więzienie było dotąd przez lat 12 mojem mieszkaniem. Wywabiła mnie zeń zwycięska rewolucya... teraz gdy padła zgnębiona wracam do mrocznej celi“.
Stwierdza upadek rewolucyi, zgadza się na oczekujący go los. Potem prostuje się, oczy jego rozbłyskują ogniem i Blanqui donośnym głosem rzuca klątwę na zwycięsców, wykazując korupcyę ludzi, stojących u steru, kwalifikując cały rząd jako bandę rabusiów, żyjącą z oszustw, kradzieży, wszetecznictwa. Mówca zapowiada, że jak z jednej strony zamarło sumienie, a pozostała jeno gorączka użycia, tak z drugiej skończyła się cierpliwość i palący jad nędzy doprowadził tłumy do rozpaczy. Nastał czas ogólnego zamętu, czeka nas niebawem