Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raj? Nie mogli wierzyć, że wszystko to znikłoby w jednej chwili, gdyby doń zastosować miarą użyteczności. Żyli w stolicy świata, a wśród cudnych dekoracyi Paryża marzenia ich natychmiast nabierały życia i było to jakby bezustanne czarodziejskie widowisko, bajka o życiu, szczytna i dziecinna zarazem. Toteż oburzały się ich serca na samo przypuszczenie, że sen cudowny skończyć się może. Utopiści roku 1848 podobni byli całkiem do republikanów roku 1830. którzy nie mogli pojąć, iż cały trud ich był daremny i, że bezpośrednio nazajutrz po upojeniu tryumfem zwycięstwa stawali się zwyciężonymi.
Nie ulega wątpliwości, że myśleć tak, jestto nie mieć najlżejszego pojęcia o konieczności powolnego rozwoju, ale jakże żądać tego od poetów i tłumu, który idzie za nimi zwartą masą, niecierpliwie domagając się wszystkich zmian na lepsze, które jeno jako możliwość, w oddali wieków widzi ekonomista, historyk, filozof... Niecierpliwość i parcie naprzód ku niepodobieństwu jest zresztą samo w sobie jednym z czynników ewolucyi. Nie można oczekiwać, by cała ludzkość rozumowała i metodycznemi etapami posuwała się ku temu, co wedle programu stać się powinno. Życie nie jest maszyną, nie znosi ruchu jednostajnego w warunkach pewnych i określonych z góry. Jest burzliwe, eksplozywne, a fatalizm jego ulega nieobliczalnym komplikacyom. I stało się też w r. 1848, że republikanie i socyaliści, pałając pożądaniem utrzymania się przy sterze rządów, zachowania w swych rękach owoców zwycięstwa, przyspieszali jednocześnie katastrofą, parli do rozwiązania, nieuniknioną czynili zmianą formy rządu, a to przez swą gorączką jaką zarazili społeczeństwo. Musieli przegrać sprawą, bo żyjąc w bezustannem napięciu woli i wyobraźni usi-