Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że rewolucja się nie uda, że sfałszowaną została przez stronnictwo „Nationalu“, że należy bezzwłocznie ująć jej ster w rękę, jeśli jeszcze ma być coś z tego wszystkiego. Dyskusya zaciekła w tej sprawie odbywa się na place du Palais Royal. Wtem ktoś się zbliża, opowiada historyę czerwonego sztandaru na szczycie ratusza i zdaje sprawę z tego, jak tłumy przyjęły słowa Lamartina. Rezultat napełnia wszystkich otuchą. Natychmiast trzeba brać się do dzieła, stanąć w szeregu. Punktem zbornym ma być Prado, na lewym brzegu Sekwany. Tam wszyscy się zjawią wieczór z bronią w ręku. Spiskowcy rozchodzą się, zostaje Blanqui z dwoma, z których jednego potem zabito jako szpiega. Blanqui nie dzieli ogólnego zapału, waha się, nie jest przekonanym o konieczności rozpoczynania rzeczy na nowo, nie wierzy w możliwość odebrania ratusza tym, którzy nim wczoraj owładnęli. Chciałby się poinformować, naradzić, z Caussidierem i Raspailem. Udaje się na rue de Jerusalem, do prefektury policyi, na ratusz. Towarzysze czekają nań na place de la Gréve.
Powraca zamyślony, niespokojny, i mówi o trudnościach sytuacyi, oświadczając wkońcu, że dzieło ogromne przechodzi ludzkie siły. Człowiek, z którego ust, jak wszyscy sądzą ma paść hasło do walki, rozumuje na zimno, wskazuje niebezpieczeństwo, jest wprost niechętny. Ale tymczasem wybiła siódma. Blanqui w stępuje raz jeszcze do Caussidiera, potem podąża do Prado.
Posiedzenie już otwarte i wre walka na słowa. Kolby karabinów dudnią po kamiennej posadzce sali tańców. Spiskowcy, są to w połowie ludzie całkiem młodzi, studenci szkół wyższych. Drugą połowę stanowią weterani, członkowie dawnych tajnych stowarzyszeń. A wszyscy