Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

administracyi. Przychodzi ona z Paryża na ręce podprefekta Avranches i zaleca odebranie więźniom wszystkich drobiazgów, jakieby mieli przy sobie, zredukowanie przechadzek na wolnem powietrzu do pół godziny co drugi dzień, i kończy się wymowną dyrektywą: Za najmniejszym oporem płazować!
Pewien adwokat z Avranches, obrońca i przyjaciel kilku więźniów w Mont, przywiezionych tu w r. 1834, nazwiskiem Fulgencyusz Girard, przechadza się czasem popod okna i przy pomocy binokli usiłuje dostrzedz ich sylwetki. Tylko tyle. Nie wolno zamienić słowa. Co najwyżej można spoglądać na siebie i domyślać się raczej jak widzieć w ciągłym mroku, który panuje zarówno w kaźni jak i w podworcu, obciśniętym wysokimi murami.
Żona jednego ze skazańców, pani Guilmain, sprowadziła się na stały pobyt do Mont i wynajęła pokój naprzeciwko okna celi swego męża. Wytężając wzrok, mogła go widzieć jako tako poprzez kratę w cieniu grubego muru. Ale nie wzięła w rachubę, że w Mont cała ludność jest zdana na łaskę dyrektora, i że w zamian za jakąś drobną grzeczność wyświadczoną żonie więźnia, za trochę litości nieborak taki może utracić nędzną swą pracę, narazić na ruinę drobny przemysł domowy, związany ściśle z cytadelą, jako konsumentką. To też właściciel drżąc na całem ciele, wymówił pewnego dnia pokój pani Guilmain, a nie znalazł się drugi, któryby jej chciał odstąpić podobne mieszkanie z widokiem na więzienie polityczne. Ofiarowano jej natomiast wiele pokoików, z okien których widzieć mogła niezmierne pustaci trzęsawisk, ale na cóż się to mogło biedaczce przydać. Wreszcie pewien stary rybak, niezależny od nikogo, z tej racyi, że był zupełnym nędzarzem, odstąpił