Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

objawiał skruchę, ale nie obiecywał poprawy.
— Lili — mówił — w samem zmartwieniu skwaśniałbym na ocet, a przecież lepsze jest to pieniste wino, które musuje we mnie, kiedy cię mam przy sobie.
I stawała przed nią, jak żywa, jego zamaszysta, tryskająca humorem i werwą życia postać, z wesoło roziskrzonemi oczyma, drgało jakby tęsknotą ku słońcu zawleczone zmierzchem serce.
Natarczywość, z jaką coraz częściej napadały ją o Brunonie wspomnienia, zaczęła czynić wrażenie coraz wyraźniejszych sygnałów, zrywających nić do odlotu.
Czuła, że musi to uczynić, i zaczęła ją dręczyć jedynie myśl, jak całą rzecz zaaranżować, by rozstanie stało się jak najmniej dla niej i Stefana bolesnem, jak się powoli rozseparować i tak pokierować sercami, by się niejako same przez się rozdaliły i łatwiej poszły w kierunku rozłąki...
Poczęła zlekka napomykać o tem, ale