Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śmierci!
— Co ty wygadujesz! — zaczął ze wzruszeniem Stefan — co Lili sobie wyobraża!? Poleży trochę w łóżku i wstanie, a ja wezmę rekonwalescentkę do siebie, będę bardzo grzeczny, posłuszny, będę śliczne bajki opowiadał, stale jej towarzyszył, będziemy ciągle razem... we dwoje...
— We dwoje... — westchnęła Lili. — Więc znowuż chcecie, by jeden cierpiał, gdy drugi czuje się szczęśliwy! Czyż nie rozumiecie, że mnie to już męczy, że zbiegałam się między wami do utraty tchu? A jednak... a jednak ja marzę, ja pragnę i wiem, że przy odrobinie dobrej woli z waszej strony potrafiłabym tak wszystko ułożyć, żeby nam było dobrze we troje. Chodzi tylko i to, byście się stali sobie blizcy, mniej ekskluzywni, żebyście pragnęli nietylko całkowitego dla siebie szczęścia, ale pełni mego. Mili moi, cieszylibyśmy się tem wspólnem życiem całe miesiące i dni, w których