Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mo niezwykłego osłabienia wstać i jechać.
Podniosła się i, korzystając z nieobecności Brunona, zaczęła zbierać najpotrzebniejsze rzeczy, odpoczywając co moment.
W głowie jej się kręciło, ręce się trzęsły, czuła się bardzo źle. Przyłożyła się do poduszki i myślała, że byłoby strasznie, gdyby, nie powiedziawszy Stefanowi, że go kocha, umarła, gdyby został na wieki w tej niepewności i tem przypuszczeniu, że go opuściła i zdradziła w sercu.
— Ptak mój złoty! — myślała. I widziała jakby pomięte jego skrzydła, wyszarpany puch z pod piór i łzy zakręciły jej się w oczach. — Muszę, choćbym się miała dowlec, wygładzić mu skrzydła, odpieścić, odchuchać — i zrobiło jej się na tę myśl niezwykle słodko i jednocześnie słabo.
Mgły sennego odurzenia obiegły jej głowę i zemdlała na kilka sekund.
Gdy się ocknęła, zdawało jej się, że