Przejdź do zawartości

Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mgłą otulającą ich głowy i chylącą je ku sobie.
Wydała się jej czemś strasznem, przeciwnem całej naturze uczuć, ta wrogość ludzi splecionych węzłem gorącej miłości w jej sercu, i ten wzajemny ich chłód, jak ostry kawał lodu, legł między piersiami.
Przeniknęło ją na chwilę jakieś srogie uczucie, okrutna myśl, że, gdyby to było możliwe, rozdarliby ją w walce o nią na dwoje, i nagły krzyk boleści wybiegł na jej usta, poczem nastąpił straszny atak, w którym straciła przytomność.
A gdy ocknęła się, ujrzała nad sobą stroskaną, jakby postarzałą, twarz Brunona i krótki list od Stefana przy łóżku.
„Lili — pisał — twoje milczenie i twa pozorowana rozmaitemi przeszkodami zwłoka wyniszczą mnie do cna.
Powieść moja mi zbrzydła, nie jestem w stanie wprost myśleć o czem innem, jak o tobie. Podniosły się we