Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biernym przedmiotem jej delikatnej czułości, póki się w nim nie rozigrały żywiołowe moce; wówczas mężniał w krwi szale i Lili stawała się nagle potulną dziewczynką, szeptającą: — Stef, mój wielki Stef kocha małą Lili.
Ale nazajutrz budziła go szklanką gorącego mleka, nudziła, by wypił koniecznie, i dopiero po tym posiłku otulała go kołdrą, poprawiała poduszkę i pozwalała spać dalej.
Nie mieli dzieci, ale Lili z tego powodu nie doznawała żadnej tęsknoty. — Mam jedno kapryśne, ale miłe — odpowiadała, gdy rozmowa schodziła na ten temat.
I rzeczywiście w uczuciach jej do poety było dużo pierwiastku macierzyństwa. Skutkiem życiowego niedołęstwa Stefana ona musiała się troszczyć o całą prozę życia, dbać, by się ubrał porządnie, nie zapomniał krawata, nie pozwolił się orżnąć wydawcom. Cała strona praktyczna spadła na jej barki i to ją czasem nużyło i budziło pragnienie odwrotnego