Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
49
PRZERWANA CHWILA

cane w rurki, jare zaś żyta okwitały i nastroszone kłoski wznosiły czupurnie do góry. Lekko falujące niwy, trącone świeżem westchnieniem rannego wiatru, i drżące liście przydrożnych drzew, perliły się jeszcze srebrnym pyłem wysychającej rosy.
Po jednej stronie drogi za płaszczyznami pokratkowanych pól zapalały się błyskiem stali lśniące sploty szerokiej rzeki, nad którą, niby wielkie ciała płowych lwów, wygrzewały się w słońcu ławice piasku.

Po drugiej stronie wzdymały się ku niebu szeregi wyniosłych, ale łagodnych wzgórz, skąpanych w przepychu blasków rozpalonego do białości kręgu, który, czepiając się promieniami jasnego błę-

4