Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
355
POCIĄG

jak szkło matowe. Ostatnie szeregi nie wiedziały jeszcze, o co chodzi; czuły jednak, że zaszło coś niezwykłego i strasznego przytem.
— Co się stało? Mówcież! — zerwała się zawierucha nerwowych pytań, i w miarę odpowiedzi cichła, aż zmieniła się w śmiertelną ciszę i osłupienie.
W końcu odrętwiały tłum oprzytomniał na chwilę. Wszystkie oczy wparły się w bladą twarz naczelnika, żądając od niego jakichś wyjaśnień, pociechy, ratunku.
On zaś, poczuwszy na sobie źrenice tłumu, odwrócił się i spojrzał machinalnie w rzekę.

Tysiące oczu poleciało w ślad za jego spojrzeniem — i blady

23*