Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Miasto Ryszwil rosło z przerażającą szybkością.
Młodzież z pewnem niedowierzaniem słuchała, gdy starzy twierdzili, iż pamiętają doskonale, jak na tem samem miejscu świeciły słomą kryte chaty; wśród nich dymiło zaledwie parę fabrycznych kominów, a na palcach można było policzyć blaszane dachy domów, wyzierających z pomiędzy strzech, jak rzadki kwiat kanianki z żółtych łanów lnu.
Dziś kanianka pochłonęła len do szczętu.

Olbrzymie budowle rozpostarły się na wysokim brzegu, a nizkie

22