Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
23
DWA GŁOSY

drgających drapieżnie, niby szpony, gdy wietrzą blizkość ofiary.
Było w tem błagalnem wzywaniu potęgi piekielnej, w tej namiętnej ewokacyi coś tak groźnego, że mi się włosy jeżyły na głowie, zgwoździałemi nogami nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca, ani odlepić wzroku od tej rozjuszonej krzykiem, upiornej postaci.
— Antychryst! Antychryst! — jęknął okropnie jeszcze kilka razy w ekstazie uniesienia, jakby przelewając w ten okrzyk całą moc duszy, wszystkie pulsy krwi, ostatek tchu piersi, przedśmiertny wysiłek życia i zwalił się z nóg.
Widziałem go na daszku; leżał twarzą do dołu, niby wielki, na ukos rozpięty krzyż.