Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
307
WIGILIA

którą teraz przerywa pani Halina.
— Widzi pan, jak Michasia kocham, jeżeli mógłby być kto, to jeden pan; ale to na nic, na nic! — już nie czas! — kończy szybko, kategorycznie i nie swoim głosem.
— Dlaczego nie czas? — szepcze błagalnie muzyk, wchodząc w bramę.
— Bo nie czas — odpowiada pani Halina, a jednocześnie czuje, że w niej zapalają się jakieś iskierki, które kłam słowom zadają.
Muzyk westchnął i dopiero na schodach, wręczając jej przy drzwiach pakunki, rzekł smutnie:

— Więc to ostatnie słowo, które mi pani daje na gwiazdkę?

20*