Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
281
WIGILIA

chwytając otwartemi ustami powietrze, oddała mu list.
— Mamusiu! vivat! Rodziciele moich hebesów, uważają, iż ich pociechy są już dość duże, by mogły samodzielnie zbijać bąki na święta. Stąd wniosek prosty, jak obręcz, że przyjadę. Cieszę się, jak oberwany wisielec. Dyablo mi już tęskno do Ciebie, wszystkich i wszystkiego. Wyjeżdżam w przyszły czwartek, o ósmej na wigilię będę w domu. Proszę nie zapomnieć o rybie na zimno i o łamańcach; a maku nie żałować: wszak muszę odjeść moje dwie...
Tu muzyk przestał czytać, słysząc szmer cichego płaczu. Podniósł zdziwione oczy i zobaczył bladą już, ale uśmiechnioną twarz