Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
263
WIGILIA

siad dobrze zipał, jakby tak przyszło co do czego — uderzając mydlarza w kolano, śmiał się sklepikarz. — Bo trza państwu wiedzieć, że brunetka jak musztarda: młoda — rzadka, stara — sucha, a średnia — sam smak i kolor i moc! Mam akurat świeży transport dla sąsiadów: 2—20, ze zwrotem słoika.
— Dasz pan na kredę, to wezmę. — Tak mówię, a przepowiadam, że będziemy mieli jeszcze w kamienicy weselisko — kończył zwykle rozprawy tapicer, przyczem przymrużał lewe oko, co miało oznaczać, że ma pewne dane ku temu. A chociaż nie wiedział nic a nic, przypuszczenia miały pewne podstawy.
Na tej samej ulicy, co Halina,