Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umiesz mówić! Opowiadaj o Rzymie, mów, ja nie umiem mówić tak ładnie.
— Przeciwnie, mówisz ślicznie, głos masz tak słodki. Nie zdarzyło mi się słyszeć kobiety, co by mówiła tak ślicznie.
— Basta! nie praw komplimentów — przerwała mu uradowana Małgosia, lecz Anania szczerym był, miłość oślepiała go.
— Przysięgam ci, że samą prawdę mówię. Po cóż bym kłamał? Jesteś najpiękniejszą, najmilszą, najbardziej słodką dziewczyną. Gdybyś wiedziała jak mi przed oczyma stałaś jak zaklęta w Rzymie, gdy córki gospodyni kokietowały mnie i towarzysza mego. Myślałem o tobie jak o świętej, nadziemskiej, słodkiej, czystej, świeżej, przepięknej istocie.
— Ale teraz... przerwała wyrywając mu się z objęć.
— Nie irytuj mię Małgosiu! — wybuchnął — Chłód twój drażni mię. Wszak należym do siebie na wieczność, na całą, jak mąż i żona, powiedz czy nie tak?
— Tak...
— Powiedz mi, że mię kochasz.
— Tak.
— Ależ nie — „tak“ tylko. Powiedz „ko-cham — cię.“
— Ko-cham-cię. Gdybym cię nie kochała — dodała, po chwili ożywiając się — nie byłabym tu. Kocham cię zaiste. Wyrazić tego nie umiem, lecz kocham cię dawniej może, niżeś mię pokochał.
— Nie, pokochałem cię pierwszy. Że kochasz mię wiem — odrzekł z powagą — chociaż piękna i bogata, mogłaś obrócić gdzieindziej oczy.
— Bogata mówisz? Nie jestem bogatą.
— Tem lepiej.