Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Innego teraz użyję sposobu: zagrożę. Powiem, że w policyi dowiedziałem się o wszystkiem. Zagrożę skandalem, zmuszę do wyznania prawdy... A! jeśli to ona?...
Jak zwykle, wobec ostatecznego zagadnienia, pozostawał zgnębiony, wystraszony. Myśląc o chwili rozcięcia gordyjskiego węzła, wyobrażał sobie scenę dramatyczną i patetyczną, pomiędzy sobą a Olą; innym znów razem zdawało mu się, że żaden nerw w nim nie drgnie w stanowczej chwili. Lecz, dostrzegłszy Maryę Obinu bladą i uśmiechniętą, w ubogich swych, ciemnych szatach, zajętą sprzątaniem pokojów odnajętych lub pomaganiem Barbarze, w kuchni, spokojną, obojętną, czuł jak go powzięte opuszczają postanowienia. Jakaś zasłona zsuwała się na domysły jego, przypuszczenia, na pewność i zamiast dramatu, do jakiego się gotował, wszczynała się pomiędzy nim a gospodynią, najpowszedniejsza, najbanalniejsza rozmowa, do której najczęściej wtrącała się zia Varvara.
Przed samym odjazdem postanawiał sobie pozostawić do powrotu rzeczy jak są, starać się zapomnieć o ustawicznem swem udręczeniu. Czuł się zmęczony, wyczerpany. Upały tropikalne, egzaminy, febra, gorączkowe nocne widziadła, wszystko go z sił zbiło.
— Odpocznę — myślał, układając spiesznie rzeczy do wyjazdu i przypominając sobie długi i pracowity wybór z Nuoro do Cagliari. — Opamiętam się, wyśpię się do woli w czasie wakacyi. Czuję potrzebę snu, wypoczynku, zapomnienia. Nie, nie chcę, nie powinienem zostać neurastenikiem. Pójdę w rodzime góry, na dziewicze szczyty Gennargentu. Od jakże dawna marzę o tej wycieczce! Odwiedzę Fonni, wdowę po bandycie, kochanego Juanne, syna fabrykanta świec woskowych. Zajdę na dziedziniec klasztorny... kto wie spotkam tam może jeszcze karabiniera co śpiewał: