Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedz, nie powiem nikomu, wszak dobrze ci życzę, mieszkać będziemy razem. Odpowiedz. Mamo! Mamo!
Milczała. Gorączkujący student uczuł żal i tkliwość jakaś zalała mu zarazem serce. Gorączkował na dobre.
— Matko — wołał — odpowiedz mi! Nie dręcz mię, widzisz jak cierpię, z sił opadam. Gdybyś wiedziała, jak mię zasmucasz. Olą jesteś, wiem to, nie zaprzeczaj, nie uwierzę, Olą jesteś. Gdzie papiery twoje, powiedz, czemu je skrywasz przedemną. Chcesz! zapomnij my przeszłości, niech będzie tak jak — gdyby nie było, lecz powiedz roi, żeś matką moją... nie odchodź ode mnie... na Boga! nie odchodź!
Porwał się z posłania z szeroko roztwartemi gorączką rozbłysłemi oczyma. Postać kobieca oddalała się powoli, bez szmeru, cicho oddalała... znikła. W kącie stał nieruchomy jak cień ów nieznajomy, w stroju Ludwików, trzymał tacę a na niej amulet w przetłuszczonym, jedwabnym woreczku. Nagle wszystko zawirowało, zciemniało.
I znów wróciła postać niewieścia. Anania skarżył się, kwilił jak dziecię, pewny, że widział u wezgłowia swego matkę i błogie, nie jasne poczucie to zostało mu nawet, gdy gorączka minęła.
Nazajutrz zbudził się późno, jak zbity, zbolały. Wyszedł na miasto, nie widząc się z Maryą Obinu.
Przez trzy, czy cztery noce, gorączka wracała, lecz nie widział już u swego wezgłowia matczynej postaci. To go przekonało, że nie była samem widmem, że ją widział istotnie. Przelękła się snąć tego co mówił tej pierwszej nocy, nie dowierzała może sama sobie, nie wracała...
Codziennie, wychodząc z domu i wracając, podniecony, wyczerpany egzaminami chory, gorączkujący, obiecywał sobie raz przecie rozwiązać, zagadkę. Odkładał z dnia na dzień.
— Wówczas — myślał — błagałem ją, zaklinałem.