Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się na horyzontach zderzały z sobą gwałtowne barwy nieba i ziemi.
Anania stał oczarowany, zachwycony, z sercem gwałtownie bijącem, stuł dopóki blaski i barwy, mieniąc się, nie zgasły pod sino fijoletową oponą w jaką wieczór spowijał niebo i ziemię. Wówczas wrócił do ubogiej chatki wdowy po bandycie i usiadł przy kominie.
Wspomnienia burzą zrywały mu się z samej głębi duszy i życia. W zmroku, wdowa przyspasabiała, jak niegdyś, wieczerzę, mówiąc swym bezdźwięcznym jednostajnym głosem. Anania widział, jakgdyby siedział jeszcze na ziemi w kątku, cichego, smętnego Juanne o odstających ustach i czarnych oczach. Chłopczyk wygrzebywał z popiołu upieczone kasztany. I widział Anania jak żywą, jak wówczas, postać kobiecą, milczącą, ponurą, zadumaną...
— Powyławiano, pozabijano — mówiła, w cieniu stojąc, wdowa — wszystkich bandytów w okolicy Nuoro. Sądzę, że sporo przejdzie czasu, zanim się nowe bandy sformują to tu, to tam. Dziwisz się synu? Dopóki będą ludzie o gorącem sercu, zarównie zdolni do dobrego jak do złego, będą bandyci. Prawda, że teraźniejsi są niegodziwi, czasem nikczemni, złodzieje, sprzedajni, nie tak, jak za czasów nieboszczyka mego męża! Co za różnica. To mi była odwaga, szlachetność. Raz mąż mój spotyka płaczącą kobietę...
Anania nie słuchał opowieści czem innem był zajęty.
— Babciu — rzekł zaledwie stara skończyła budującą i wzruszającą historyę kobiety co płakała — czyście nie słyszeli nic, nigdy o mej matce?
Wdowa zajęta fryturą nie odpowiadała na razie. Anania czekał, myśląc:
— Wie coś, pewnie wie.