Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ebbene — rzekła pani. — Spodziewam się żeście kumie spełnili swój obowiązek?
— Spełniono, spełniono! — upewnił Anania.
— Tem lepiej. Wierz mi kumie, że tylko prawe dzieci są podporą starości rodziców.
Zbliżył się sam gospodarz.
— Oczy, jak smoła tego małego górala — rzekł biorąc pod brodę dziecko. — No! nie spuszczaj no oczu, mały! Uśmiechnij się dyablątko...
Anania uśmiechnął się, uszczęśliwiony łaskawemi słowy „gospodarza” i łaskawym uśmiechem pani.
— Czem zamierzasz zostać dyable ty mały? — pytał go dalej signor Carboni.
Wznosił to opuszczał powieki mały Anania, teraz nieśmiało i pytająco zwrócił się do swego ojca.
— Odpowiedz że, odpowiedz kumowi, — naglił syna Anania starszy. — Czem chcesz być?
— Olejarzem? — spytała piękna pani — młynarzem może?
Wstrząsnął główką.
— Nie podoba ci się ten zawód? Rolnikiem będziesz? — I na to wstrząsnął ogołoconą z czarnych kędziorów główką.
Ebbene! — zawołał ojciec — chcesz się może uczyć w szkole?
— Tak — wybełkotał chłopak cichutku.
— Brawo! — rzekł sinior Carboni! — Chcesz uczyć. Na księdza może, co?
— Nie...
— Na adwokata?
Si.
A do stu dyabłów zuch z ciebie, nie darmo tak ci oczy płoną! Adwokatem chcesz zostać szczurze ty mały. Ba! adwokatem!
— Bieda, gospodarzu — zauważył starszy Anania, wzdychając głęboko — że nas nie stać na to,