Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VI.

Stancya, w której spoczywał Jakób Dejas, była niezwykle wysoką, a tak obszerną, że paląca się w niej lampa olejna nie mogła rozproszyć czepiających się kątów mroków. Wypełniające stancye sprzęty przystosowane zostały do jej rozmiarów. Przy ścianie, w głębi mahoniowa szafa sięgała sufitu, a łoże, na którem piętrzyły się pierzyny i które pokrywała żółtawa kapa, podobne było do góry. Było coś tajemniczego w olbrzymiej tej stancyi, której strop ginął niby w chmur zwoju, a pośród niej drobna, okrągła postać Anny Rosy podobna do barwnego dźbła trawy w rozłogach pustyni. Ramiona jej zaledwie dosięgnąć mogły posłania, na którem spoczywał Jakób Dejas. Miał gorączkę, temperatura trzymała się 39. Marzyło mu się, że wskoczył do wykopanego dołu i kopacze zasypują go po szyję, wyżej.... wyżej głowy.... powietrza mu brakło, dusił się, cierpiał, lecz nie mógł się bronić, a nawet nie chciał, sądząc, że im głębiej go zakopią, tem