Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi pogasną słoneczne brzaski. Smętek rozlany był w wieczornych mrokach, zapadających na pogasłe, czarne wzgórza, szare doliny i garść ludzi, oddających się praktykom zabobonnym.
Kopacze nie ustawali w pracy. Wyrzucali ziemię zmieszaną ze zgnilizną przeróżną, odpadkami, pleśnią, pokrywali nią sobie nogi, bryzgali w oczy, kopali bezustannie, a kobiety nuciły pieśń żałosną, do której przygrywał wyrostek ślepiec.
Gdy dół dość już był głęboki, Izydor i zia Anna Rosa pomogli ukąszonemu rozebrać się i doprowadzili go do jamy. Wskoczył w nią sam, a kopacze zaczęli zarzucać ją szybko wydostaną tylko co ziemią. Po kilku chwilach Jakób zakopany był po brodę.
Wówczas dokoła tej żywej, wystającej z ziemi głowy nad wzgórza porosłe białawem, dzikiem zielskiem, pod nocnem niebem, pod którem przelatywał, rzekłbyś, powiew złowrogi, rozegrała się scena nie do opisania. W jedno mgnienie oka i zanim jeden z kopaczy otarł sobie rękawem pot z czoła, a drugi otrząsł się z pokrywających go grudek ziemi, kobiety, otaczając kołem wystającą z ziemi głowę pacyenta, zawiodły prastare jakieś dziwaczne pląsy.
Oczy żywej, wystającej z ziemi głowy były zapatrzone bezmyślnie w mroczne horyzonty. Po pięciu minutach kobiety przestały pląsać, rozerwały koło, lecz pieśń lała się dalej monotonna, smętna, a po-