Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oślica. Zal mi jednak biedaczki. Ot i, dziś, nawymyślałem jej, a ta sza, ani słowa, a jednak bądź co bądź ona gospodyni, a ja sługa. Widzisz bo ptaszyno! nie mnie ci wymyślać! Ot, serce rwie mi się poprostu, gdy spojrzę na nią. Eh! posłuchajmy lepiej, co tam mówi na ambonie ten ksiądz.
— Bracia ukochani, ukochane siostry — rozlegał się na ambonie głos księdza o lombardzkim, do hiszpańskiego podobnym akcencie — wiara w Pannę Przenajświętszą — tu uchylił biretu — jest najwyższym szczeblem wiary. Ona to! przesłodka córa, oblubienica i matka Pana naszego — nowe podniesienie biretu nad czarną czupryną — Jezusa Chrystusa, wzbiła się w niebiosy jako obłok poranny, ażeby zasiąść pomiędzy aniołami i serafinami, sługami swemi...
— Przy ołtarzu siedzi ksiądz Eliasz, niby lalka woskowa, ze złożonemi pobożnie rękoma — myślał, wspinając się na palce i patrząc po przez głowy sąsiadów Jakób Dejas. Mleko z wodą. Prawi jeno kazanie o dobroci, cierpliwości jak gdyby nie miał w swej mocy ksiąg świętych, przez które ciskać może gromy i pioruny. Oho! mógł, winien był grozić głupiej tej kobiecie... Zasnął, czy co, tak nieruchomy siedzi u ołtarza nikt — rozległo się z kazalnicy — nie udaje się na próżno, kto się udaje z wiarą do łaski Przenajświętszej Panienki — zwykły ruch z biretem — lilja to polna, mistyczna Jerychońska róża...
Śród wiernych zauważyć się dawało pewne