Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.II.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

no. Może i nie jestem prawą jego żoną... nikt nie wie, a Bóg dobry widzi okoliczności...
— Ukarał i słusznie — odparła surowo matrona.
— Czy to za was, czy za zgładzenie ze świata Wasyla Ledda? — spytała złośliwie, rozgniewana stara Bachizya.
— W takim razie — odparła twardo pani domu — karałby samego Konstantego.
— A więc — mówiła połyskując żółtemi oczkami stara jędza — tak się też i stało. Cierpienia niewinnej mej córki skończone i Bóg łaskawy zsyła jej męża młodego, przystojnego, przy którym zapomni o przebytej biedzie...
— Oho! bogacz! — zauważył stary, a niktby nie odgadł czy drwi z obecnych, czy mówi poważnie.
Giovanna zmieszała się, lecz ciągnęła łagodnie i pokornie, zwrócona ku pani domu:
— Nie wiecie wszystkiego, ciotko! Lecz Bóg widzi głąb serca i daruje mi, jeśli popełnię grzech śmiertelny, bo nie z mojej to winy. Pragnęłabym wziąć ślub kościelny... ale nie mogę..
— A tak, bo jesteś żoną innego..
— Ależ tamten... tak, jak gdyby umarł. Nie może wyżywić mnie, ani opiekować się mną. Jeśli sędziowie i ci, co piszą prawo, uczeni przecie, ustanowili śluby cywilne... Może nie rozumiem dobrze i ksiądz Eliasz Postolu, tam u nas, taki dobry, za-