Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wnego kardynała, sprzyjającego sekretnie królowi i królowej, to też spodziewał się zostać ułaskawionym z dnia na dzień — przyczem obiecywał protekcye swe więźniom, zaskarbiającym sobie jego łaski cygarami, pieniędzmi, poczęstunkiem. Używany był w kancelaryi, co mu pozwalało ułatwiać towarzyszom niedoli wzbronione z zewnętrznym światem stosunki, korespondencye i tym podobnie. On też wprowadzał więzienną kontrabandę: tytuń, gorące napoje, marki pocztowe, przesyłki od rodzin, z czego lwią część zatrzymywał dla siebie.
Poznawszy się z Konstantym, ofiarował mu odrazu swe usługi, wyjednanie ułaskawienia królewskiego i przeprowadzenie korespondencyi z rodziną.
— Czemże się panu wywdzięczę — mówił biedak — ubogi jestem.
— Co tam! jesteśmy współziomkami — odparł tamten wielkodusznie i natychmiast zaczął mu opowiadać długo i szeroko swe podoficerskie, bohaterskie czyny: co najmniej dziesięciu bandytów zabił własnoręcznie, posiadał cały tuzin medalów i orderów, a raz, gdy był w Rzymie, sam król wezwał go do swej loży w teatrze. Słowem nie mówił tylko o tem, za co odsiadywał karę w więzieniu. Podawał się za ofiarę tajemniczych wrogów i niecnych intryg. Naiwny Konstanty wierzył mu zrazu na słowo i czuł doń sympatyę pomimo jego nie obiecującej fizyonomii; lecz gdy z dnia na dzień zachodziły coraz to większe i fantastyczniejsze zmiany w fantastycznych opowieściach, wraz z innymi wię-