Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po chwili ucichły też. W dali złote gwiazdy wieńczyły czoła i sfinksowe profile gór ciemnych. Rozlegało się monotonne smętne rżenie osiołka....
Nagle Bronta rozpłakał się dziwnym płaczem pijaków, szlochał bez łez.
— Co ci znów? — pytał go z cicha Jakób.
— Spiłeś się jak bela, zachłysnąłeś.
— Zachłysnąłem... ale złością na myśl samą, że możesz umrzeć, zanim cię powieszą.
Jakób obraził się, gdyż noga jego nie postała w areszcie, o nic nigdy oskarżanym lub posądzonym nie był. Słowa jednak towarzysza uraziły go niemiło.
— Zwaryowałeś — —mówił cicho- — c o ci się stało? com ci zawinił?
Wówczas chłopiec rozpłakał się na dobre, skomląc jak pies obity, przyznawał się, że był dotąd po uszy zakochany w Giovannie i modlił się do wszystkich dyabłów, by Konstanty zczezł, przepadł.
— Mogłem — ciągnął- — zaprzedać duszę dyabłu gdyż w niego nie wierzę. Chi! chi! chi! — roześmiał się głupkowato. — Teraz to ożenię się z Giovanną.
Jakób był zdumiony, okazał jednak zdziwienie większe jeszcze od tego, którego doznawał.
— Niech mnie piorun trzaśnie! — mówił — jeśli cośkolwiek z tego rozumiem. Jakimże sposobem możesz wziąć Giovannę.
— Bach! — wydął chłopiec usta. — Rozwiedzie się i tyle tego. Niby nie wiesz, że jest prawo do-