Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będzie nasza chata, puste, zimne łoże! Rodzina rozerwana, zniszczona. O skarbie ty mój, jagniątko moje białe! zamrzesz ty dla świata, ludzi... Niechby tak zamarli nieprzyjaciele nasi.
Boleść młodej kobiety wzruszyła Porreduchę. Nie wiedząc jednak, jak ma z tem sobie poradzić, wyszła na balkon, wołając:
— Bachisia[1] Era, chodź tutaj, córka twoja postradała zmysły.
Na schodach rozległy się kroki. Porreducha wróciła do izby, a za nią weszła kobieta wysoka, tragiczna, odziana w czerni, w kapeluszu podwiązanym czarną wstążką, z pod którego wyglądała twarz żółta, z garbatym nosem drapieżnego ptaka, z dwoma małemi błyszczącemi zielonkawemi punkcikami oczu, okrążonych z dołu ciemnemi sińcami i krzaczastemi, czarnemi brwiami z góry.
Samo jej zjawienie się uspokoiło płaczącą kobietę.
— Wstawaj! — zawołała rozkazująco.

Na rozkaz matki Giovanna powstała. Urody była pięknej, pełna, choć wysmukła, cienka w pasie przy rozwiniętych biodrach. Suknia jej ciemno-czerwona, lamowana suknem zielonem, krótka była, odsłaniając nogi małe, obute w otwarte trzewiki i zawięź zgrabnych łydek.

  1. Czyta się „Bakiżia“ a znaczy, nie używane u nas imię „Chrzcicielka”.