Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

owiec, wyszedłszy za nim, zaczęła skubać trawę. Wkrótce trzoda rozpierzchła się po pastwisku, obora opustoszała, lecz Jakób pozostał na progu zamyślony.
— Ależ nic wczoraj wieczorem nie jadłem, piłem tylko wódkę gospodarza, a potem mi się śniło... Aha! Pamiętam! Śnił mi się Konstanty i siostra moja, Anna Rosa i psiak płowy... pal go! bestyę, ropuchę... Otrząsnął się. Spiłem się jak bydlę. Bydlęciem bo zostać łatwo, myślał, wracając do izby i głośno zaklął:
— Duszę swą gubisz, Jakóbie Dejas! głowo łysa, zapamiętaj to sobie. Nie, nie, dość tego! niech mnie Pan Bóg ukarze, jeśli pić będę.
Wkrótce potem wrócił ze wsi Bronta. Jakób przypatrywał mu się, zagryzając wargi.
— Aha, ptaszku mój — mruczał — wyglądasz jak pies osmagany. Dobrze ci tak, ptaszku mój! — i głośno spytał:
— Co ci się stało, ptaszku mój?
— Nic — odrzekł tamten gniewnie — idź sobie.
Ale Jakób nie odchodził, kręcił się koło Bronty, nalegał, chciał wiedzieć, aż się młodzieniec wygadał. Więc tak, istotnie! Griovanną zbeształa go, strzepnęła, jak uprzykrzony owad. Nie wiedział, że ma syna, co ją kiedyś spytać może, dlaczego ma dwóch mężów?
— Na sumienie moje, pewny tego byłem — wołał rozradowany sługa.