Strona:Grazia Deledda - Po rozwodzie Cz.I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i pozostawał w chacie, w polu, śród pastwisk swych, i gruntów ornych. W miarę, jak dnie mijały, pożerała go coraz większa tęsknota; bał się, że zwlekając tak z dnia na dzień, może bezpowrotnie utracić Giovannę. A nuż go znów odrzuci? Lepiej byłoby okazać skwapliwość, niechby wiedziała, że myślał o tem od pierwszej chwili uwięzienia Konstantego. Zapewne nie był on taki niż inni, odmiennego widocznie w tej mierze, jak i innych wielu, był zdania, ale tak już, a nie inaczej być musiało. W istocie nie złe miał serce, jak wszyscy zresztą pijacy, niezły w gruncie był chłopak i po za gorzałką, odkąd pamięta, odkąd wyszedł z dzieciństwa, jedyną jego namiętnością była Giovanna. Zaledwie piętnaście lat miała wówczas i była tak ładną i świeżą. Za każdym razem, gdy ją spotykał, czerwieniał po uszy, za co się wcale nie gniewała, nie spostrzegając zresztą tego wcale. Rumienił się po uszy, lecz milczał uparcie i gdy się wreszcie zdecydował na wyznanie, wysyłając matkę swą do jej matki) serce dziewczyny nie było już wolne. W owym czasie Giovanna, dumna i płochliwa, jak koza dzika, nie rozumiała wartości pieniędzy; wyszłaby może za Bronta, dla jego białych, w uśmiechu połyskujących zębów, lecz pokochała innego i nie zamieniłaby ubogiego Konstantego na wice króla, jeśliby go posiadała jeszcze Sardynia.
Mrok zwiększał się, niebo pogłębiało, nabierając coraz większej lustrzanej przezroczystości. Sina chmura bladła, wydłużała się, mieniła, podobna